Dzisiaj spór polityczny roku 2005, przyniósł krwawe żniwo. Okazało się że słowa mogą zabijać. Już dawno obawiałem się, że może w końcu dojść do momentu, gdy ktoś kogoś zabiję, ze względów emocjonalnych i na przynależność partyjną. Ale niestety tak się dzieje, gdy jedynym argumentem przeciwko przeciwnikowi politycznemu staję się nienawiść podkręcona do najwyżej skali możliwości. Nie trzeba długo szukać, a znajdziemy masę bluzgów na różnych portalach społecznościowych i portalach informacyjnych, wynikających wyłącznie z własnego istnienia. I tak będzie się działo do momentu, aż głównym wyznacznikiem wyborczym będzie ogromna niechęć lub nawet nienawiść do przeciwnika politycznego ze względów emocjonalnych, a nie merytoryczna i uczciwa krytyka działań politycznych.
Donald Tusk w 2007 roku, doszedł do władzy dzięki takiemu zabiegowi marketingowemu. Wiedząc doskonale, że nie ma za dużo merytorycznych argumentów, zagrał emocjami. Dzięki przychylności największych gazet opiniotwórczych i telewizji, zabieg ten okazał się skuteczny. Niektórzy dziennikarze i politycy powinni się głęboko zastanowić, czy dalsze podkręcanie złych emocji ma sens w istnieniu na scenie politycznej. A wyborcy powinni zacząć myśleć, a nie być wyłącznie „pałkarzami” opcji politycznych. Oby ta dzisiejsza tragedia była ostatecznym końcem totalnej nawalanki politycznej. W co osobiście nie wierzę, bo dla większości wyborców, to właśnie emocję są najważniejszym determinantem własnego wyboru politycznego. Co politycy z pewnością będą wykorzystywać do gry wyborczej.
A jeden poseł, po tej tragedii powinien z pewnością wycofać się z życia politycznego, raz na zawsze. Z kolei kilkunastu polityków, w większości z opcji rządowej, choć nie tylko, bo opozycja w walce politycznej, również używa głównie języka emocji, powinna się głęboko zastanowić nad tym co mówią, bo znowu może się polać krew niewinnych ludzi w „totalnej walce politycznej”, która z merytorycznym odnośnikiem polityki, nie ma już dzisiaj nic wspólnego.
